poniedziałek, 26 października 2009

Słone krople...

Słone krople płynące z oczu - ŁZY.
Któż ich nie zna??
Tych wypłakanych w poduszkę, w rękaw mamy, w ramię przyjaciela... Ile razy słyszeliśmy "nie bądź beksa", "nie rycz", "bądź twardy", "tylko mięczaki płaczą" i wiele podobnych słów wypowiadanych często przez bliskie osoby, które chcą dobrze... Chcą pocieszyć, ale...
Już parę razy spotkałam ludzi, którym łzy nie przychodzą łatwo, właśnie dlatego, że ktoś kiedyś powiedział, że łzy to oznaka słabości, a oni słabi nie chcą być.
Ale co zrobić, gdy wewnątrz niemal cię skręca z jakiegoś niefizycznego bólu, chcesz płakać i tego potrzebujesz, ale łzy nie lecą, nie chcą. Oczy są suche, a w gardle gul, zaś serce ściśnięte, jak w wyszczuplającym gorsecie. Jest to bardzo trudne. I choć sama nigdy nie uważałam łez za oznakę słabości, za nadto się ich też nie wstydziłam, to i na mnie przyszedł taki moment, gdy oczy były suche choć chciały płakać... To bolało, było wręcz toksyczne. Lecz gdy dzięki Bogu w końcu przeszło i popłyneły, po raz pierwszy po dłuższym czasie łzy, w sercu pojawiła się niesamowita ulga, jakby ktoś odkorkował moją duszę.
Łzy potrafią sprawić niesamowitą ulgę. Ale nie znaczy to, że od razu trzeba ich wylewać całe litry bez opanowania. :)
Nie bójmy się ronić łez, one oczyszczają duszę.

poniedziałek, 5 października 2009

Paciorki

Mamy miesiąc październik, chyba każdy kto tu zagląda o tym wie. Miesiąc, który dla wielu wierzących kojarzy się nierozerwalnie z nabożeństwem różańcowym. Niejednokrotnie różaniec kojarzył mi się z klepaniem zdrowasiek przez staruszki, "klepała" też moja babcia... Nie rozumiałam, ale szanowałam modlitwę babci. Bo po co jakieś paciorki, często bezmyślnie klepane Zdrowaśki? Po co taka modlitwa? Nie rozumiejąc zdarzało się że sama odmawiałam... chyba klepałam. Nie znałam siły tej pięknej modlitwy, nie wiedziałam jak można ją inaczej przeżyć. Wszystko do czasu...
Jednego razu bardzo zdenerwowałam nie koleżanka u której byłam w wakacje, miała jakieś bezsensowne pretensje, nie chciałam jej wygarnąć co tym myślę, byłam wkurzona, a nie chciałam się na niej wyładowywać. Poszłam więc nad jezioro nad którym obozowałyśmy. Chciałam być sama. Wzięłam kartkę, coś do pisania i różaniec który wtedy nosiłam na palcu(wersja pierścionkowa). Nawet nie wiem dlaczego, chyba z bezsilności, zaczęłam odmawiać różaniec, właśnie za nią. Gdy skończyłam, wszystko przeszło. Złość na nią, jakieś negatywne myśli, po prostu odeszły...
Wtedy zrozumiałam, że różaniec to taka nasza katolicka, modlitewna medytacja. To modlitwa w której wyciszeniu polecam przez ręce Maryji wszystkie swoje troski, złości, wszystkich ludzi, których tylko chcę objąć modlitwą. Po tym doświadczeniu, "zaprzyjaźniłam się" z różańcem już w pełnej wersji 5 dziesiątek, i towarzyszy mi w chwilach trudnych i w radościach. Pomaga przemyśleć poprzez tę modlitwę różne kwestie mojego życia, bo rozważając kolejne tajemnice, rozmyślam nad ich obecnością właśnie w moim życiu.
Czas minął i o Modlitwie różańcowej dowiedziałam się więcej, np. jak potężnym jest orężem w walce egzorcystów z Szatanem i złymi duchami, oraz że można ją różnie odmawiać.
Dziś twierdzę, że różaniec to piękna i bardzo głęboka modlitwa, w której każdy jeśli zechce może odnaleźć siebie....
Ja odnalazłam jej wartość dla siebie, a Ty?

sobota, 3 października 2009

Pierwsze kroki...


Robię to po raz pierwszy.
Od dawna przymierzałam się do tego by założyć własnego bloga, w którym będę mogła podzielić się z innymi własnymi przemyśleniami.
I oto stało się. Jestem.
Co będzie z tego mojego małego dzieła, to się okaże. Na razie jestem pełna ufności w to co przede mną.
Oto moje pierwsze kroki związane z zaistnieniem w sieci, więc witam. Oto mój początek, który może będzie komuś światełkiem nadziei.